Forum komarno.forumoteka.pl Strona Główna komarno.forumoteka.pl
Opis Twojego forum
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Pan Marian Zazula z Komarna

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum komarno.forumoteka.pl Strona Główna -> Komarno i okolice
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
klisowska



Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 202

PostWysłany: Czw Maj 07, 2009 8:23 pm    Temat postu: Pan Marian Zazula z Komarna Odpowiedz z cytatem

Przekazuję Państwu fragmenty korespondencji z Panem Marianem Zazulą z Komarna. Kontakt z Nim uzyskałam jakiś czas temu poprzez Pana Stanisława Laskowskiego, który pisał tak: Marian Zazula trafił na Tasmanię jako żołnierz Armii Andersa, po demobilizacji wojska polskiego na Zachodzie, via Związek Sowiecki. Na Bliskim Wschodzie przyjaźnił się żołniersko ze starszym bratem p. Stanisława Laskowskiego, Jankiem (walczył pod Monte Cassino). Po wojnie p. Zazula bywał w Polsce i odwiedzał ludzi z Komarna, osiadłych w okolicach Wrocławia-Jeleniej Góry. Użalał się na brak zainteresowania kolejnych pokoleń przeszłością i komarnieńskimi korzeniami.

Myślę, że życiorys i doświadczenia Pana Mariana warte są przypomnienia światu i jego Krajanom. Myślę też, że może wśród gości na naszej stronie znajdą sie jeszcze inni znajomi Pana Mariana, może ktoś zechce do Niego napisać i rozwiać jego rozczarowanie brakiem zainteresowania Komarnem – przecież ono wcale nie zaginęło.

22.11.2008
Droga Pani Katarzyno!
Droga Pani, Czy to nie jest za późno ażeby pamiętać nazwiska ze szkoły w Komarnie? Jedna panią pamiętam która nas lała trzciną bambusową, Pani Harasymowicz. Była tez Pani Mróz ze szkoły żeńskiej, z nami była na Syberii. Ja to pamiętam ten kościół na pani stronie i przed kościołem tą dzwonnicę. Nie wiem czy ktoś napisał że pod kościołem był duży tunel w którym kryło sie wojsko, przed 1sza wojna światową, bo za kościołem był głęboki spad, bo zjeżdżaliśmy nartami dość daleko. Mnie z Mama o 12 tej w nocy sowieccy bojcy dali 5 min do spakowania się, i na sanki i przez pola do podstawionego pociągu który rano przyjechał na Buczały gdzie przypędzili wszystkich kolonistów i tych wszystkich których Żydostwo miało na liście, no i oczywiście kierunek Lwow i Syberia.

Człowiek nigdy by sie nie dowiedział, gdyby nie ten wspaniały wynalazek - siedzi się w domu przed małym ekranem dowiadując sie dużo ciekawych wiadomości z rodzinnych stron, nie z czasów przedwojennych, bo ich juz nie ma, a młodzi wiedzą tyle co im rodzice powiedzieli, ale mój wiek to są ludzie juz na wykończeniu. Znajomi sie dziwią ze jeszcze w tym wieku daje sobie rade z tym komputerem, ale to pozostałość wojenna byłego łącznościowca, nie tylko praca na radiostacji ale i żołnierz który nie bał sie zginąć.
Serdeczne pozdrowienia z dalekiej Australjii, Pozostaje z uszanowaniem Marian Zazula

grudzień 2008
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia, życzę szczęścia, zdrowia powodzenia i niech sie spełni co sobie życzycie, by Wam w szczęściu upływało życie, by Wam zdrowie dopisało, w nadchodzącym Nowym Roku 2009, tak jak mnie 87 lat, Lwowianin, Sybirak, wywieziony z Komarna w lutym 1940 roku. Życzę Błogosławieństwa, w Nowym Roku, z całego serca Marian Zazula.

27.01.2009
A teraz cos z drugiej półkuli świata. U nas jest obecnie lato, i nie do wiary ze w połowie lata w górach spadł śnieg, i jak do tej pory nie wiadomo było czy to jest lato czy wiosna, jest straszna posucha, nawet drzewka w tym roku nie rośną, a zwierzyna nie ma co jeść, jeziora i rzeki wysychają, bo dziś u nas temp. ponad 30 stopni a w Australji ponad 41 stopni, jak tak będzie dalsze 6 tygodni bez deszczu, doprowadzi do tego ze będą straszne burze i będą powodować straszne zniszczenia. U nas na tej wyspie może tego nie będzie bo jak do tej pory były zimne wiatry, w dzień jest gorąco a noce są zimne tak jak w Afryce, jak tam byłem za młodych lat.
Ja to ostatnio otrzymałem medal od Australijskiego rządu medal 60 lat w Australji, bo nas wojskowych juz mało pozostało, te medale były wybite tylko dla byłych wojskowych z 2-giej wojny światowej.

11.04.2009
Szanowna Pani! Czytam historje o Komarnie i oglądam zdjęcia, właśnie gdzie chodziłem do szkoły. Jedno piętrowy budynek to szkoła męska a z boku to szkoła żeńska, a z tyłu był plac ćwiczeń, trochę dalej był kościół, a przed kościołem była dzwonnica której na zdjęciu nie ma. Było też kino gdzie mój wujek Michał Cyganik wyświetlał filmy, nieraz zabierał mnie ze sobą bo na sale nie wpuszczali nie mając 15 lat, a z tylu kościoła był głęboki spad gdzie zjeżdżałem na nartach zimą. Na dole był wykopany duży tunel gdzie chowało sie wojsko przed najazdem Turków i bolszewików, ale za moich czasów był zamknięty. Jak pamiętam w Komarnie był związek Sokołów i związek Strzelców? jak była jakąś uroczystość to Sokolacy na ładnych koniach a strzelcy maszerowali na tym placu. Ja to mieszkałem u babci w Tuliglowy, pierwszy dom przy drodze, a na Buczałach mieli dwa zagony pola, gdzie pomagałem babci. Zobaczyłem kilka nazwisk jak nauczycielka pan Harasymowicz, z Wajdą chodziłem do szkoły bardzo dobrze sie uczył bo po ukończeniu 5 klasy poszedł do gimnazjum, spotkałem też pana Węgrzyna który miał więzień pod sobą, również pod Cassinem spotkałem Cygana, który był sanitarjuszem na froncie, spotkałem tez krajana w Anglji bo był w dyw. Spadochronowej. Czytając o wiosce Chłopów 7 km długa a za Chłopami była wioska Krukawiec, a za Krukawcem był nasz majątek gdzie przed wojna wiercili szukając ropę poza nami była jeszcze jedna wioska i powiat Rudki. Moj ojciec kupił we Lwowie sklepik gdzie mój drugi wujek studiował prawo Bronek Cyganik, opiekował się tym sklepem. Jak Rosjanie przyszli aresztowali ojca wujka, który w tym czasie był u nas w domu, wyszedł z wiezienia uczył dzieci i wracając do domu został zamordowany przez Ukraińców, a starszy brat uciekając z wiezienia został zastrzelony, a ja z matką byliśmy pilnowani przez kacapów aż do wywózki. Ja pamiętam Witosa Bartosza który pochodzili z wioski Chłopów. W Komarnie odbywały sie festyny, gdzie wygrałem dwa gołębie, trzymałem je w kieszeni jadąc rowerem do domu. Przesyłam serdeczne pozdrowienia Marian Zazula
E-Mail <marian.zazula @bigpond.com>
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
komarno
Site Admin


Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 30

PostWysłany: Wto Maj 12, 2009 7:14 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jeszcze jeden ciekawy list od Pana Mariana (10.05.2009)

Droga Pani Katarzyno !
Serdecznie dziekuje za 2 E-Maile które dziś otrzymałem, bo myślałem ze moje listy nie doszły, bo miałem kłopoty z komputerem. Właśnie dziś wieczorem jadę do studia ażeby nadawać przez dwie godz. polską audycję. Tematem dzisiejszej audycji bedą moje przeżycia na Monte Cassino, gdzie tylko wkładali mi krzyżyki jak nie wróciłem z frontu. Z Anglii dostaję odszkodowanie wojenne a Australjia dala mi złotą kartę, a od polskiego rządu dostałem figa z makiem. Ja to byłem wysłany do centrum wyszkolenia armii, ażeby pracować samodzielnie jako radio telegrafista, musiałem sie uczyć wszystkiego, nie wiedząc o tym ze później będę dostawać w dupę na całym froncie Włoskim, będąc dwa razy ranny, będąc dowódcą radiostacji przy dowództwie drugiej brygady strzelców karpackich, gdzie byli ludzie z wyższym wykształceniem i stopniem. Jak nas nazywali jeden z Buzyluku a drugi z Tobruku, bo ci z Buzyluku byli prawdziwymi bohaterami, bo w Rosji ginęli na froncie, a ci z Tobruku ciągle sie maskowali bo nikt z nich nie chciał zginąć, bo wiedzieli czym to pachnie. Ja sie nie wstydzę ze jestem Polakiem tak jak inni nie biorąc udziału w pochodach wojskowych jak Australijski Anzak Day. Ja to byłem 1994 roku jedyny z karpatczyków z Australii na paradzie 50-cio lecia przyjazdu 3-ciej dywizji do kraju, byłem tez w sierpniu na dzień żołnierza z naszym sztandarem. Ja to byłem szkolony ażeby pracować a nie być skrabie-piórkiem. Ja to będąc za granica od tylu lat i proszę mi wybaczyć za usterki, bo większość zapomniała pisać po polsku. ja to jestem samouk pracować na komputerze, ale człowiek ciągle sie uczy i głupi umrze.
Serdecznie Panią pozdrawiam od rodaka z Komarna. Marian Zazula
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
komarno
Site Admin


Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 30

PostWysłany: Nie Maj 24, 2009 10:12 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Pan Marian Zazula przesłał swoje zdjecie wykonane podczas ostatniego nagrania w radio. Pozdrowienia dla Pana Mariana!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
klisowska



Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 202

PostWysłany: Sro Sty 26, 2011 7:48 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dostałam niedawno kolejnego maila od Pana Mariana Zazuli. Zamieszczam poniżej.
Pozdrawiam,
KL

Sz. Pani Katarzyno !

Ciekaw jestem czy był w Rosji w polskich obozach wysiedleńców, gdzie Polacy zrobili strajk ażeby w Niedziele mieć wolne od pracy, a było to w pierwsze lato na Syberji.
Pewnego wieczoru potajemnie w jungli spotkało sie parę ludzi ażeby omówić jak to zrobić strajk. Nauczycielka pani Mróz dowiedziała sie od rosyjskich dzieci że 15 kl. jest następny obóz, ażeby go powiadomić że w tą i w tą Niedziele nikt nie pójdzie do pracy. Dzieciaki zaczęli roznosić tą wiadomość, jak również potrzeba było powiadomić drugi obóz, ja zgodziłem się nocą polecieć. Od czasu do czasu przytulałem ucho do ziemi czy czasami nie jedzie bojec na koniu bo mógłby mnie zastrzelić poza 3-ch kl.
Było to wielkie ryzyko, albo nas wykończą głodem, bo w Rosji wszystkiego można było się spodziewać od tych kacapów. Ludzie sie modlili, ale byli tacy którzy leźli w tyłek rosjanom, poszli do pracy, wiec wiedzieliśmy kto jest donosicielem, ale pan Bóg dal nam mieć tą Niedziele wolną od pracy, był to najweselszy dzień na Syberji, gdzie mogliśmy odpocząć od tej pracy od świtu no nocy i 7-dem dni w tygodniu.
Serdecznie Panią pozdrawiam w tym Nowym Roku
Marian Zazula
marian.zazula@bigpond.com
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
klisowska



Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 202

PostWysłany: Pią Lut 04, 2011 7:50 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Moja służba wojskowa
Marian Zazula, 29.01.2011
Rok 1941 r. - w tym roku w październiku wstąpiłem do wojska, zostałem włączony do 7-mej kompani łączności. Po okresie rekruckim zostałem wysłany do szkoły oficerskiej, bo miałem 2 klasy gimnazjum. W tej szkole spotkałem podporucznika z Komarna, który nas ćwiczył w wojskowości. W tej szkole zachorowałem na tyfus, gdyby nie ta szkoła
byłbym leżał z 4 tysiącami (zmarłych) w jednej jamie w Kiermine (Uzbekistan). Siostra Rosjanka widząc młodego oficera przez naszych i rosyjskich lekarzy wystarała się ażeby mnie ratować i siostra siedziała przez 3 dni przy mnie bijąc penicylinę, która była tylko dla wybranych. Drugi raz w życiu uczyłem się chodzić po tej chorobie.

Po wyjeździe na Bliski Wschód do Iraku, gdzie ponownie zostałem wysłany do centrum wyszkolenia armii, ażeby mnie później wysłać do kraju, jak się zawiąże polski rząd, przez gen Okulickiego który był dowódcą 7-mej dywizji, ale oni zostali aresztowani a ja wróciłem do kompanii. Po powrocie do kompanii zapisałem się u Anglików bo chciałem być pilotem. Przeszedłem wszystkie badania i na drugi dzień miałem lecieć do Anglji, jak dowódca sie dowiedział zabrał mnie - ty nie pojedziesz do Anglji tyko na uzupełnienie plutonu łączności brygady gen. Kopańskiego do Palestyny. W tym plutonie byli wojskowi i inteligencja, oczywiście uciekinierzy z kraju za granice, ciągle chodzili mi po pietach, zaawansowany ze szkoły. Po powrocie do Iraku spotkałem komendanta wiezienia z Komarna p. Węgrzyn, ucieszył sie ze spotkał krajana bo zna mego ojca i wujka B. Cyganika. Również w Iraku spotkałem siostrę ze szpitala z Komarna, nazwiska nie pamiętam, bo była w namiocie z kapitanem. Po powrocie do Palestyny przechodziłem intensywne szkolenie wojenne, bojowe manewry i końcową "walkę" pomiędzy polską armią i angielska, myśmy pokonali Anglików. Nasza armia była gotowa pójść do walki z Niemcami.

Po przyjeździe do Egiptu zostałem wysłany z radiostacją daleko w pustynię na tyły niemieckiego frontu, jako zwiad, co się dzieje w pustyni. Uzbrojony w karabin maszynowy i granaty, było nas dwóch, junak siedział, przy radio a ja lornetką obserwowałem teren przez kilka dni. Więcej miałem pietra nocą, musiałem słuchać, czy ktoś sie nie podkrada, chociaż radiostacja była dobrze zamaskowana od samolotów, tak jak to było na ćwiczeniach w Palestynie. Po powrocie każdy pojazd musiał być przemalowany na kolor zielony i czekaliśmy na statki w Aleksadrji. W międzyczasie nauczyłem sie jeździć na motocyklju, ażeby później dostać w tyłek rozwożąc meldunki na froncie otrzymane przez radio w dzień i nocą. Wojsko załadowali na statki pasażerskie, a kierowce ładowali na statki transportowe załadowane ciężkim sprzętem, płynąłem dwie noce i dwa dni do Włoch.

Przypłynęliśmy do Toranto na Wigilje, kupiłem sobie butelkę wina, wykopałem sobie jamę ażeby postawić mały namiocik ażeby się przespać po dwóch nieprzespanych nocach. W nocy zaczął padać deszcz, wiec jama zaczęła napełniać się wodą. Wyszedłem z tej jamy cały mokry, usiadłem za kierownicą ażeby się trochę przespać. W dzień znalazłem swój pluton, po przyjeździe załadowali nas na ciężarówki i do koszarów włoskich ażeby się wykąpać przed wyjazdem na front, tak że przed nowym rokiem bylem na froncie.
W górach, śnieg po kolana. Zakwaterowali nas po domach z cywilami, tylko kobiety mężczyzn nie było w tym Kastro Sangro.
Ciag dalszy napisze.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Piotr Wiernik



Dołączył: 07 Sty 2011
Posty: 148

PostWysłany: Sob Lut 05, 2011 1:54 pm    Temat postu: Komentarz uzupełniający Odpowiedz z cytatem

Glosa, czyli komentarz do wspomnień Pana Mariana Zazuli.
Z ogromnym zainteresowaniem przeczytałem list opisujący wojenne przeżycia p. Zazuli. Są one o tyle istotne, że dzieli się swoimi wrażeniami z lat tak odległych, o których współcześnie czytamy w książkach. Informacja autora listu daje nam osobisty kontakt z uczestnikiem wydarzeń, które 70 lat temu, wstrząsały kulą ziemską. Pragnę do listu wnieść kilka słów komentarza i uzupełnienia. Może kogoś zainteresuje, nieco szerszy kontekst nawiązujący do wydarzeń z tamtych lat. Pozwalam sobie na to, gdyż także w miejsca, o których pisze p. Zazula trafili zapewne i inni mieszkańcy rudeckiego powiatu w tym i Komarna.W uzupełnieniu informuję, że w Uzbekistanie, tam gdzie dotarł autor listu, czyli do Kermine ( a nie Kirmine), współcześnie nazywa się to miasto Navoiy, tworzyła się 7.Dywizja Piechoty Armii Polskiej w ZSRR. Miejscowość położona jest przy linii kolejowej Samarkanda- Buchara, około 150 km o na północny zachód od Samarkandy. 1800 km od morza Kaspijskiego, do którego później dotrze z dziesiątkami tysięcy Polek i Polaków, także p. Zazula.
Centrum Kermine nie jest bezpośrednim miejscem stacjonowania dywizji, ulokowano ją na jego obrzeżach. Tak wspomina ten czas Alfred Kolator, służący jak autor listu w 7.DP. Jadąc do niej zapisał w pamięci: „ Mijamy Kermine, widzimy namioty 22.PP. O 20 km stąd leży Kenimech. Miejsce pobytu 23.PP- już w pustyni, rozciągającej się na tysiące kilometrów kwadratowych. Warunki bytowania straszne. Ni drzewka, ni cienia, ni człowieka, ani w ogóle żywej duszy”.
Na marginesie dodam, że w 1965 r. naocznie oglądałem te okolice, widząc bezkresną pustynię w całej jej krasie i grozie.
W Kermine mieścił się sztab dywizji i zgrupowany był 22.Pułk Piechoty. Drugi pułk dywizji 23., stacjonował jeszcze dalej, praktycznie w pustyni, w miejscowości Kenimech. Wszystkie oddziały i pododdziały dywizyjne miały numer 7, także i stacjonująca w Kerminie 7. Kompania Łączności, w której służył p. Zazula. Późniejsze losy dywizji były takie ( już po opuszczeniu ZSRR), że stała się dywizją zapasową ( 7.DPZ), przeszkalającą i uzupełniającą stany osobowe walczących oddziałów 2. Korpusu Polskiego. Płk Okulicki ( generałem został w 1944 r., gdy został przerzucony drogą powietrzna do Polski), był dowódcą 7.DP od kwietnia 1942 do czerwca 1943.
Warunki pobytu w Kermine, o których pisze p. Zazula były więcej niż dramatyczne. Warto jak mniemam przytoczyć i inne opinie w tej sprawie.
Biskup Gawlina, wizytujący dywizję, tak po latach wspomina „ Upalne Kermine, przez naszych na dolinę śmierci tłumaczone. Silni rzeczywiście duchem i głęboką wiarą musieli być Polacy, że nie złamały ich warunki wojenne i tropikalny klimat, tak zdradliwy, że mnożyły się epidemie i śmierć”.
Podobnie napisał też Marek Wesołowski. „W dniach 13-18 czerwca bp Gawlina wizytował oddziały 7.DP(…). Był m.in. w miejscu nazwanym przez polskich żołnierzy „Doliną Śmierci". Upał dochodzący do 70 stopni, niedostatek wody, brak środków sanitarnych, lekarstw i świeżej żywności w pełni usprawiedliwiały tę nazwę. Z nadejściem pory ciepłej zaczęły się epidemie: tyfusu plamistego, brzusznego oraz krwawej infekcyjnej dyzenterii. W szpitalach brakowało miejsc. Chorzy leżeli na podłogach, w salach, na korytarzach”.
Stanisław Kmieć tak wspomina ten czas: „Udało się nam dotrzeć do polskiej armii do Kermine. W nim szalały choroby, tyfus plamisty, brzuszny i dyzenteria amebowa. Ludzie marli jak muchy. Setki zmarłych wynoszono każdego dnia. Nie było lekarstw, nie było lekarzy. Wynosiłem codziennie zwłoki zmarłych kolegów, którzy nie doczekali wyjazdu z Rosji”.
Według także oceny gen. Andersa: „Ośrodek zapasowy w Guzar oraz 7.DP w Kermine, miały najgorszą sytuację zdrowotną zgrupowanego tam wojska i ludności cywilnej”.
Płk Gordiejczew, oficer łącznikowy Armii Czerwonej przy 7.DP, podaje w raportach do przełożonych, że: „Przy 7. DP znajduje się 3 tysiące osób cywilnych w większości dzieci i starców. Dowództwa jednostek okazują im wszelką możliwą pomoc oddając namioty, a także część racji żywnościowych przeznaczonych dla żołnierzy”.
Inny jego materiał oceniający sytuację w 7.DP sporządzony dla przełożonego, którym był płk Czerstwoj, oficer łącznikowy Armii Czerwonej przy dowództwie Armii Polskiej w ZSRR, zawiera taką oto ocenę sytuacji: „Dywizja znajduje się w skrajnie ciężkiej sytuacji, nie posiada elementarnego wyposażenia, bez którego nie ma mowy o formowaniu jednostek (…). W dywizji jest bardzo dużo chorych, którzy leżą na drewnianej podłodze bez materacy i pościeli. Posiłki w szpitalu gotowane są we wiadrach najpierw pierwsze danie, a potem w tych samych wiadrach – drugie. Brak sprzętu medycznego i lekarstw, śmiertelność wśród chorych bardzo wysoka. (…). Żołnierze w namiotach śpią na gołej ziemi, (…) nie ma elektryczności ani lamp naftowych (…). Wobec trudności z transportem, każdego dnia wydziela się oddział 300 żołnierzy, którzy w workach na plecach przynoszą chleb ze stacji Kermine”.
Ta dramatyczna sytuacja opisana bądź, co bądź przez oficera armii, która ponosiła za to odpowiedzialność, nie zmieniła się aż do wyjazdu z ZSRR.
Po Polakach, zmarłych na piaskach uzbeckiej pustyni zostały cmentarze: w Kermine, Kermine –stacja i w Kenimech.
Pan Marian Zazula wraz ze swą macierzystą, 3.Dywizja Strzelców Karpackich, jej pierwszym rzutem, schodzi na włoską ziemię w porcie Taranto. Wszyscy żołnierzy, którzy o tym pisali mieli podobne wrażenia. Tadeusz Ulrych tak charakteryzuje sytuację : „Jest 21 grudnia 1943 roku. Taranto. Europa wita nas ruinami, strachem i głodem. Komu zdarzyło się być w grudniu we Włoszech, ten wie, co znaczy deszcz. Maszerujemy przemoczeni do suchej nitki. Leje bez przerwy. Nareszcie obóz – namioty dwuosobowe i błoto. I bezwzględny zakaz palenia ognisk! Otuleni w płaszcze i peleryny przeciwgazowe marzniemy i klniemy pierwszą noc w Europie. Następnego dnia wciąż pod deszczem maszerujemy na nowe miejsce. Tu są, co prawda lepsze namioty, ale koce, bagaż i kuchnie dojadą dopiero za dwa dni. Tutaj też zastaje nas Boże Narodzenie AD 1943”.
Pozwoliłem sobie na nieco przydługi wpis. Niech mi to będzie wybaczone. Pozdrawiam wszystkich „forumowiczów” płci obojga.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
klisowska



Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 202

PostWysłany: Sob Lut 05, 2011 9:43 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Witam Panie Piotrze i dziękuję za obszerny komentarz, jak zawsze poparty literaturą fachową! To rzeczywiście kawał historii. Ten dwugłos jest niezwykle cenny - mamy wspomnienie żywe, mimo wieku (pan Marian ma chyba już 88 lat!) i mamy przytoczone historyczne opracowania.
Sygnalizuję od razu, że mam już następny odcinek wspomnień Pana Mariana. Nie zamieszczę go dziś, bo muszę trochę popracować nad edycją tego tekstu (polskie znaki itp), a nie mam już na to siły - dopadł mnie jakiś wirus i ledwie widzę na oczy, nie mogę patrzeć w ekran. Żegnam się więc z Państwem i idę się kurować. Może jutro Smile
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
klisowska



Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 202

PostWysłany: Nie Lut 06, 2011 5:01 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Moja służba w wojsku, cz. 2
Marian Zazula
3.02.2011


Jestem już w górach kilka dni, dostaję rozkaz ażeby pojechać do drugiej wioski ze swoją radiostacją nie zdając sobie sprawy, że jadę do następnej wioski na szczycie góry, jadąc zakrętami, drogą która nadawała się tylko na lekkie pojazdy jak jipy czyli łaziki. Wspinam się na pierwszym biegu, wjechałem do polowy góry, a że to zima, śnieg i lód, koła zaczęły się ślizgać i stop! Samochód zaczyna sie cofać do tyłu. Wyłączyłem silnik, pozaciągałem hamulce - co będzie to będzie, muszę ratować radiostacje. Mówię do junaka ażeby wyskakiwał. Wyskoczył, a ja trzymam się kierownicy, na moje szczęście auto zatrzymało się pół metra nad przepaścią. Żołnierze widząc z góry radiostację, wsiedli na jipy, ażeby mnie ściągnąć w dół. Jeden zaczepił liną przód, a drugi zaczepił tył i tak ściągnęli mnie na dół. Żołnierze mówili- mi co za warjat wysyła takie ciężkie auto na taką górę. Wróciłem i mówię do porucznika - niech sam pojedzie, bo mało co bym sie nie zabił.

Następny wypadek - nasi sobie popili i w kilkoro poszli szukać niemieckie stanowiska. Nocą, podsunęli się słysząc glos Niemców, powyciągali noże, zaskoczyli Niemców, które się poddali, nasi rozbroili ich i powiedzieli Niemcom ażeby zabrali ze sobą działko pe-panca, przeprowadzili ich do oddziału, zameldowali kapitanowi że przyprowadzili Niemców. Kapitan zamiast ich pochwalić ukarał ich - 3 miesiące aresztu, że poszli bez rozkazu na niemiecką stronę.

Mieszkając po domach w mieszkaniu zimno, co robić - nocą wziąłem łazika, pojechałem na stację kolejową ażeby podwędzić kilka smołowanych belek spod szyn kolejowych. Nie było czym ich pociąć, więc wnieśliśmy je na pierwsze piętro, szczypkami rozpaliliśmy, a kobiety grzali sobie nogi, a ogień wkładali do misek, ażeby nagrzać nam łóżka.
Zaczęła sie wiosna, śnieg stopniał, słońce zaczęło grzać, przyszła Niedziela. Co robić, a ze było kilka motocykli w plutonie, więc chłopcy zabrali je ażeby sie przejechać, w drodze powrotnej zaczęły się wyścigi. Ja miałem 4 cylindrowy Indjana, jadąc bardzo szybko, na zakręcie sie wywaliłem - motor w jedna stronę, a ja w druga, będąc tylko lekko rannym.

W tym to czasie chodzą pogłoski, że pojedziemy na inny odcinek, ale nie wiedzieliśmy gdzie. Po kilku dniach przychodzi szef i mówi do mnie - ty taki bohater to weź łazika, załaduj sprzętem i pojedź na kwatermistrza. Sierżant i dwóch zolnierzy, jadąc ciągniemy linie wyrzucając je na zbocze drogi. Przed wyjazdem powiedzieli nam ażeby pościągać wszystkie polskie odznaki na mundurach i samochodach. Tak żeśmy jechali jako angielskie wojsko. Po drodze angielska żandamerja nas zatrzymuje, legitymuje i mówi - kopać sobie dół ażeby skryć się od artyleryjskich odłamków. I każdy raz zatrzymania się musiało kopać dół w kamieniach. Przyjechałem przed miasto Cassino, wjechałem na plac cmentarza gdzie musieliśmy zostawić wszystkie pojazdy, a sprzęt nieśliśmy na plecach aż za cmentarz, do oliwkowego sadu. Tam postawiliśmy namiot gdzie zamontowaliśmy centralę telefoniczną i zaczęliśmy podłączać kable pozostawione przez inne wojsko, które było przed nami, a tych połączeń było 50. Była to centrala brygady 3 DSK, oczywiście tyko jeden kabel a ziemia dawała połączenie, najniebezpieczniej było ciągnąć linie przez dolinę śmierci. Mieliśmy swoje kolory rozpoznawcze do każdej kompani - 4, 5, 6 a dalej kompanie do plutonów gdzie mieli swoich łącznościowców. Od czasu do czasu Niemcy wstrzeliwali się ciężką artylerją na nasze pozycje i na drogi prowadzące pod Cassino. Zabrało to trochę czasu ażeby wszystko grało na 102. Czym dłużej to trwało, wojsko się niecierpliwiło ażeby pójść do walki. Najgorzej mnie złościli ci, którzy zaznali trochę walki pod Tobrukiem - nie bardzo chcieli ginąć ci od kaprala wzwyż, a później każdy z nich był bohaterem. Musieliśmy czekać tak długo, aż wszystkie armie będą gotowe rozpocząć inwazje na całym froncie. Ja, jako radiota nie siedziałem na radio tyko musiałem łatać i reperować linie, tak w dzień jak i nocą, w dolinie śmierci. Tylko młode chłopaki latali ażeby zginąć...

W 3-cim dniu przyszedł rozkaz ażeby jednego z każdej jednostki na ochotnika pójścia na front z mułami. Z tych bohaterów nikt się nie zgłosił, ja zgłosiłem sie, poszedłem do grupy gdzie bylo nas 20. Czekamy aż Grecy przyjdą z załadowanymi mułami ażeby jak się ściemni pójść w dolinę, bo w dzień Niemcy widzieli nas jak na dłoni. Stoimy w kole i jak to żołnierze – żartujemy, kto z nas zostanie. W tym momencie pocisk z ciężkiej artylerji wpada w sam środek, a nas podmuch rzucił na ziemię. Na szczęście nie wybuchł, bo bibułka była włożona w zapalniku.

Jak się ściemniło, a każdy z naszych był przydzielony do Greka z dwoma mułami, jak tylko weszliśmy w dolinę, Niemcy zaczęli nas okładać. Muły, jak na rozkaz, z drogi i pokładły się na zboczu, a ja miedzy nimi, a co sie stało z Grekiem, nie wiem, w nocy nie widać. Złapałem te 2 muły i biegiem, co mieli sił, ażeby jak najszybciej dostać się pod góry. Tam już było bezpieczniej. Po małym odpoczynku, dawaj wspinać się ścieżką na górę. Z boku przepaść, złapałem się za ogon muła, ażeby mnie ciągnął. Gdy weszliśmy na samą już górę, Niemcy zaczęli nas masakrować swą artylerią. Muły się pokładły, a ja miedzy nimi darłem kamienie, ażeby schować głowę. Zostałem ogłuszony, nic nie słyszę, moje bebeki poszły w djabły. Dopiero jak przestały lecieć kamienie na mnie, wiedziałem ze przestali strzelać. Co stało się z mułami, nie wiem. Poderwałem się lecąc szukać naszych. Po drodze poubijalem sobie nogi na morkach z kamieni. Znalazłem schron z naszymi i mówię do żołnierzy - dajcie mi wody, a muły są niedaleko. Od tej chwili tracę pamięć. Jak zszedłem z tych gór, sam nie wiem, prawdopodobnie z rannymi. Kiedy wróciłem do plutonu nie pamiętam, ale wróciłem. Coś do mnie mówią, a ja głuchy jak pień.
Dopiero słuch powrócił mi 17-go maja. Posłali mnie pracować na centrali. 18-go przychodzi rozkaz do plutonu i do wszystkich jednostek ażeby wszystkich przygotować do pójścia na front. A nasz szef płacze, że ma żonę i dzieci, tak to młodych wysyła na śmierć, a sam się tej śmierci boi.
Ciąg dalszy napiszę
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
klisowska



Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 202

PostWysłany: Nie Mar 06, 2011 5:52 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Marian Zazula
Moja służba w wojsku, cz. III


Po powrocie z urlopu do plutonu zostałem ja i jeszcze jeden z plutonu, ażeby ciągnąć stałą linię po slupach. A gdzie była łączność korpusu, czy też łączność dywizyjna ? Wiec wziąłem, załadowałem bębny kabla i pojechałem ażeby na mapie znaleźć gdzie jest początek. Znalazłem i zaczynamy mając na nogach haki wdrapywać się na slup, wciągać druty przywiązując je do izolatorów. Przed wieczorem nadeszła ciemna chmura z piorunami, ja zszedłem ze słupa ażeby pójść na drugi. Mój kolega przywiązywał drut, a piorun leciał po drucie - zabił go prądem; zawiesił się na pasie. Pojechałem po pomoc ażeby go ściągnąć z tego słupa i na tym się skończyło.

Po dwóch dniach - wyjazd na Adrjatyk na front. Niemcy jak zwykle zaczęli się wycofywać, więc nasza brygada swoimi czołgami zaczęła ich gonić aż do rzeki Rimini. Ale nie tylko brygada, również korpus pchał się bliżej frontu, więc droga była tak zatarasowana, że gdyby Niemcy wiedzieli ,to by nam zrobili masakrę. Więc nasze szybkie tankietki przejechały rzekę i sobie jadą, a Niemcy zrobili zasadzkę - powłazili sobie na drzewa, przepuścili wszystkich i zaczęli naszych masakrować. Jak się nasi zorientowali, że Niemcy są na drzewach, zaczęli ich zabijać, ale zrobił się, popłoch nasi zaczęli się wycofywać z zabitymi i rannymi z powrotem przez rzekę. Niektórzy ranni w rzece się potopili, wiec natychmiast w ruch poszli nasze czołgi i ponownie zaczęła się pogoń.

Po drodze zatrzymywaliśmy się po wioskach, jedna z wioskach nazywała się Santa Sofija, nasz pluton zatrzymał się u jednego gospodarza, ażeby odpocząć, jak również porozwozić pocztę z frontu do oddziałów na tyły. W międzyczasie koledzy namówili mnie ażebym pojechał z pocztą. a z powrotem ażebym zabrał chleb z piekarni dla gospodarza. Głupi byłem ze pojechałem, ale zawsze byłem odważny. Porozwoziłem pocztę i z piekarni zabrałem chleb i dziewczynę gospodarza, gdy przyjechałem koledzy zameldowali porucznikowi ze ja wożę Włoszki, wiec oficer ukarał mnie - stanie z karabinem cały dzień, tak i koledzy zrobili mnie na szaro. Jak oficer był w pokoju to ja stałem, a jak poszedł to sobie usiadłem. To była dla mnie nauczka, nie wierz nikomu. I dalej gonimy Niemców aż do wioski Rimini, która była zaraz przy morzu.

Piękny dzień myślę gdzie by to znaleźć fryzjera bo chodziłem zarośnięty jak małpa, wiec dowiedziałem się ze w górach następna wioska jest fryzjer, więc wsiadłem na motocykl i pojechałem, gdy przyjechałem Niemcy swa artylerja zaczęli okładać ta wioskę, włoskie dziewczyny pod ścianę a my wojskowi przed nimi... Po nawale zapoznałem dziewczynę, nauczycielkę, która zaprosiła mnie do swego domu na obiad. Jej matka nagotowała makaronu, namaściła oliwą i owczym serem, nałożyła mi pełny talerz i myślę, czy ja to wszystko zjem. Ale tak mi smakowało, że wszystko zjadłem, a ta dziewczyna zaczęła mnie uczyć po włosku. I tak mi dobrze szło, uczyć się przy młodej dziewczynie, ta że mi się to później przydało pytać się Włochów o drogę, jadąc z pocztą.

Gonimy dalej Niemców, aż do Loreto, gdzie wjechałem z radiostacją do środka klasztoru, zamaskowałem radiostację od samolotów. Nocą przyleciały dwa niemieckie bombowce, jedna bombę zrzucili na klasztor, który zaczął sie palić, ale szybko nasi żołnierze zgasili ten ogień. A za klasztorem zrzucili bomby z muszkami, które zabiły dużo naszych i raniły.

W następnym dniu przyjechała cala świta, nasz generał Sosnkowski, dowódca polskiej armii, generał 5-tej armii USA, generał 8-mej, gen. Anders, gen. Duch, dow. 3-ciej DSK, ażeby zobaczyć walkę pomiędzy Loreto a Kastel Fidardo gdzie była fabryka harmonii. Na tym polu były kopce ze zboża, a pod nimi Niemcy z działami i zaczęli niszczyć nasze czołgi i wozy pancerne. Jak się nasi zorientowali, więc swoimi czołgami niszczyli kopce wraz z Niemcami. Niemcy jadą, a z przeciwnej strony nasza artylerja ich niszczy i nasze czołgi, tak że Niemcy nie mieli szans. Musieli się wycofać.

Z Loreto pojechałem do Kastro Fidardo gdzie był nasz postój. Przed fabryką był stół, a na nim zabity mężczyzna. Do tej fabryki drzwi były otwarte, więc wszedłem ażeby obaczyć czy jeszcze są harmonie. Nie było, bo nasi szybko pozabierali, a ja poszedłem do biura gdzie jeszcze były pozamykane w szufladach, wiec zrobiłem wytrych, otworzyłem. Była tam piękna harmonia, więc ją zabrałem, ażeby się w przyszłości nauczyć grać, ale niestety z niej nie skorzystałem.

Więc gonimy Niemców aż do Ankony, przed Ankoną myśmy się zatrzymali, ażeby Niemców zmylić - nasze dwa czołgi i wozy pancerne przez cały dzień w koło jeździły, a Niemcy myśleli ze inwazja nastąpi na miasto. Tymczasem nasze czołgi poszły w góry na tyły niemieckie nocą, rano nastąpił atak na miasto, a nasze czołgi zagrodzili ucieczkę tak ze Niemcy musieli sie poddać. No i dalej pogoń za Niemcami, zdobywając miasta, aż do rzeki Senio, gdzie myśmy się zatrzymali. Zapomniałem że zostaję ranny pomiędzy Loreto a Kastro Fidardo, zabrany bombowcem do 3-go szpitala, gdzie powyciągali mi odłamki i po tygodniu ponownie pojechałem na front.

13.02.2011
ciąg dalszy nastąpi
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
klisowska



Dołączył: 29 Lut 2008
Posty: 202

PostWysłany: Pią Kwi 22, 2011 10:49 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Drodzy Państwo,
przekazuje tą drogą życzenia świąteczne od pana Mariana Zazuli:

Z okazji swiat pragne przeslac moje serdeczne zyczenia, Zdrowych i Wesolych Swiat Wiekanocnych, Smacznego jajka,
Oraz mokrego dyngusa zyczy wam z calego serca Marian z Tasmani

Ja również przyłączam sie do tych życzeń - Wesołych Świąt, dużo zdrowia i wszelkiej pomyślności

Katarzyna Lisowska
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum komarno.forumoteka.pl Strona Główna -> Komarno i okolice Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz dołączać plików na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum